Rejs Gogolin Berlin 2013
OPERACJA BERLIN 2013

Załoga:

 

 

 

 

Jacek Dobosz

 

 

 

 

 

Dominik Kaszura: chief, maszyny pokładowe

 

 

 

 

 

Grzegorz Górski: sternik,

 

 

 

 

 

Rafał Nocoń: nawigator,

 

 
ŁódŸź: slub kabinowy, przerobiony na motorowiec o napędzie hybrydowym.
Mieliœśmy silnik elektryczny 300W zasilany dwoma akumulatorami żelowymi 75 Ah.
Akumulatory ładował panel słoneczny 230 W. Dodatkowo silnik spalinowy Honda 7PS.
Na silniku elektrycznym robiliœmy około 5 km/ godz, na spalinowym około 10 km/ h.

Na początek małe podsumowanie: pokonaliœśmy 20 śœluz w Polsce, na Odrze skanalizowanej– od œśluzy Rogów Opolski do Œśluzy Brzeg Dolny i 7 śœluz w Niemczech.
ŒŚluzy w zdecydowanej większośœci pochodzą z lat 30-tych XX wieku, w większośœci bardzo urokliwe, ceglane, z ciekawą architekturą.
W Niemczech takie œśluzy uchodzą za sensacyjne zabytki, które przyjeżdżają oglądać z daleka turyœści.

 

23.05.2013 12.00
Wyruszamy. Rozpoczęliśmy w Krapkowicach, na ujściu Osobłogi,(km. 124,55). W tym miejscu trwa budowa mariny, ale niestety jeszcze do ukończenia daleko, w związku z tym wodujemy łódź na nieczynnej przeprawie promowej. Muł po pachy i zimno. 3 godziny koszmaru.
No ale w końcu wypływamy. Obsługa na śluzach jest bardzo przyjazna, wszyscy się cieszą że ktoś w ogóle płynie. Rozdajemy mapki Odry, które zrobiliśmy w zeszłym roku w tramach projektu „Utopiec”, Obliczyliśmy że na każdej śluzie zostawimy po 15 sztuk, ale cieszą się takim powodzeniem (dajcie jeszcze dla kolegi) że musimy wprowadzić reglamentację i od Brzegu dajemy już tylko po 5 szt.
Około 19.00 dopływamy do zaprzyjaźnionego ośrodka „Raj” w Dobrzeniu Małym (km. 161).

24.05.2013 Startujemy ok. 7.00,
Bez większych przygód dopływamy do Wrocławia. Po drodze mijamy Brzeg, robimy krótki postój w porcie w Oławie.
Aktualnie (2013 rok, ale będzie to pewnie długo aktualne) kilka śluz na tzw. Wrocławskim Węźle Wodnym jest w remoncie, więc nie da się przepłynąć przez centrum. Trzeba skorzystać z tzw. kanału żeglugowego, wybudowanego w latach 30-tych jako obwodnica Wrocławia dla barek. Niestety na całym kanale nie ma ani jednej przystani, ani miejsca gdzie można by przybić i przenocować.
W końcu przed śluzą Zacisze przybijamy do jakiejś starej barki i zostajemy na nocleg.

Sobota 25.05.2013 Wypływamy skoro świt o 6.00.
Jest piękna słoneczna pogoda, chłodny ranek, a widok przedmieść Wrocławia z tej perspektywy jest rewelacyjny.

Śluza „Rędziny”, położona przy sympatycznej ulicy „Piłkarzy” (sic !).
Nad nami most Autostradowej Obwodnicy Wrocławia.

Około 14.00 dopływamy do ostatniej śluzy na Odrzańskiej Drodze Wodnej, tj Brzegu Dolnego (kilometr 284).
I niestety musimy około 2 godzin poczekać, ponieważ trwają akurat prace związane z remontem całego stopnia wodnego.
Za stopniem wodnym, przez około 10 km. Odra przypomina Osobłogę. Jest płytko, wąsko i kręto. Silny prąd sprawia że bijemy rekordy prędkości – płyniemy ponad 20 km na godzinę (ponad 10 węzłów).
Akurat naprzeciwko nas płynie rzadkie zjawisko – dwie barki po ładunek do opolskiego Metalchemu, więc stopień wodny tworzy falę o długości kilku kilometrów, która zwiększa poziom wody o około metr i barki mogą podejść do śluzy. Taka sama operacja będzie konieczna za kilka dni, kiedy barki będą wracać do Szczecina – trzeba będzie sztucznie podnieść poziom wody żeby mogły ze śluzy wypłynąć.
Do tej pory rejs regulował rytm śluzowania, tj. co kilka kilometrów była śluza, rozmowy z obsługą, płacenie 6,92 zł, itd. Teraz rozpoczyna się całkowita sielanka.
Testujemy różne warianty napędu, włączamy na przemian obydwa silniki, notujemy prędkość, zużycie paliwa i akumulatorów. Nocleg w Ścinawie (km 332), w zatoce w której ma powstać w przyszłości port. Teoretycznie jest już teraz, ale polega to na tym, że można przybić do burty barki RZGW, wodę zaczerpnąć na działkach, a umyć w hotelu odległym o 2 km – jeśli się zapłaci za nocleg. No to się nie myjemy.
Idziemy za to oglądać finał Ligi Mistrzów, w barze gdzie wszyscy kibicują tylko Lewandowskiemu.

Niedziela 26.05.2013
Około 12.30 mijamy Głogów (km 395), ale podobnie jak we Wrocławiu – kompletnie nie ma gdzie się zatrzymać.
Widać zarośnięte fortyfikacje, miasto na pewno warte zobaczenia, ale szukając miejsca na postój przepłynęliśmy kilka kilometrów i nie ma sensu wracać.
O 14.30 docieramy do Bytomia Odrzańskiego (km 416). I miła niespodzianka- po pierwsze jest przystań. Wprawdzie tylko pomost, ale można podłączyć się do prądu, więc w porównaniu do wcześniejszych miast to już coś. Samo miasto bardzo ładne, prawdziwa perełka architektury secesyjnej.
Wspinamy się długimi kamiennymi rybackimi schodkami i stajemy na pięknym renesansowym rynku. Miasto przypomina trochę Kazimierz nad Wisłą, potencjał turystyczny ma ogromny. Warto np. przyjrzeć się ceglanej wieży kościoła, w której naroża wmurowano kilka kamiennych krzyży pokutnych.
Na rynku stoi figura czarnego kota, który podobno bezpiecznie odprowadza do domu gdy się nieco za dużo wypije.
Kota widują jednak tylko ci, którzy nadużyją ilości trunków, a jak wiadomo – Lubuskie winem stoi. Marynarze wina nie piją więc nie potwierdzamy tej legendy.

O 17.30 dopływamy do Nowej Soli (km 429), gdzie nocujemy w nowiutkiej, wzorcowej przystani. Wszystkie możliwe wygody, przyjazna obsługa z którą wymieniamy się mapami i zwiedzamy ładne miasto na rowerach- tandemach.
Spotykamy też 4 panie z Niemiec – na oko 70 letnie, które kajakami płyną z Wrocławia do Szczecina. Szacunek. Są trochę przerażone, ponieważ opierają się na niemieckim przewodniku, w którym napisano, że w każdym mieście jest nowoczesna przystań.
No ale po kilku dniach mają w końcu się gdzie umyć, napić ciepłej herbaty, więc nabrały do przewodnika dystansu i humory im się poprawiły.

Poniedziałek 27.05.2013
Jak zwykle wyruszamy o bladym brzasku. Jest doskonała pogoda, kambuz podaje śniadanie z 20 jaj, mamy świeże bułki, gorącą kawę, do tego wschód słońca – nie może być lepiej.

Odra zmienia się w szerokie rozlewisko. Jest mniej więcej trzy razy szersza niż na wysokości Krapkowic, przez kilka godzin nie widać też żadnych miejscowości, mostów ani ludzi. Rzeka na całej długości jest rewelacyjna przyrodniczo, ale tutaj od ilości ptactwa i dzikich zwierząt zaczyna się robić gęsto. Widzimy ślady bobrów, polujące czaple i bieliki, czarne bociany, wydry i sporo płowej zwierzyny.

Niestety pogoda się psuje.
Początkowo jest tak:

Ale po południu robi się tak:

Na 472 km mijamy Cigacice. Jest co prawda zachęcająca nowa przystań, ale pogoda jest fatalna, więc płyniemy dalej.
Około 15.00 robimy krótki postój w Krośnie Odrzańskim (km 514). Jest gdzie przybić, robimy zakupy i płyniemy dalej. Późnym popołudniem mijamy ujście Nysy Łużyckiej (km 542), tzn. Odra jest teraz rzeką graniczną.
Mamy obowiązek umieścić na rufie polską banderę, zgodnie z żeglarską etykietą na burcie umieszczamy także banderę niemiecką, czyli kraju do którego płyniemy.
Na 554 km, mijamy po lewej stronie Eisenhüttenstadt i wlot kanału Odra- Sprewa. Zgodnie z planem tędy za kilka dni wpłyniemy z powrotem na Odrę. Płyniemy jeszcze kilka kilometrów szukając dogodnego miejsca na nocleg. W końcu znajdujemy w miarę suche miejsce i cumujemy na dziko (km 561).

Wtorek, 28.05.2013
Od rana niestety leje, więc nie ma na co czekać i koło 7.00 wyruszamy.
O 9.00 docieramy do Słubic (km 584) – niestety w deszczu nie widzimy wejścia do niewielkiej bazy RZGW, więc przybijamy w pobliżu byłego mostu granicznego pomiędzy Słubicami a Frankfurtem/ O. Uzupełniamy paliwo, robimy szybkie zakupy na słynnej Zigarettenstraße i wyruszamy dalej.
Następny przystanek to Kostrzyn (km 615) z robiącą ogromne wrażenie starą pruską twierdzą. Niestety jest dosyć zniszczona, ale trwają jakieś prace remontowe, działa niewielkie ale ciekawe muzeum. Przybijamy po niemieckiej stronie, bo u nas naturalnie miejsca do przycumowania brak.
Pogoda robi się w kratkę – na przemian pada i się wypogadza. Zmieniamy się przy sterze co mniej więcej dwie godziny, reszta załogi nie wychodzi na pokład bez potrzeby. Z braku lepszych zajęć otwieramy kółko czytelnicze i nadrabiamy zaległości z literatury. Ponieważ zbliżamy się powoli do kanału Odra-Havela, szukamy ostatniego miejsca na nocleg.
Znowu znajdujemy zaciszną przystań przygotowaną siłami natury (km 660).

Środa, 29.05.2013
Około godz 7.00, pobudka, klar na pokładzie i ruszamy. Na km 667 wpływamy do śluzy Hohensaaten, opuszczamy Odrę i Polskę.
Obsługa śluzy jest chyba nieco zaskoczona naszym widokiem, my też nie całkiem wiemy jak się zachować. W dotychczasowych polskich śluzach witali nas niemalże chlebem i solą, a tutaj nawet nikt nam z okna nie pomachał. No nic – tak to już będzie.
Za to za śluzą przeżywamy spory szok kulturowy – w ciągu 10 minut widzimy więcej kajaków, motorówek, barek i łodzi wiosłowych niż spotkaliśmy od początku podróży. Statki wycieczkowe, emeryci i dzieciarnia na kajakach, całe brzegi zabudowane domami, przystaniami i zakładami przemysłowymi. Wygląda też na to, że na niemieckie wody przeniosła się cała nasza flota rzeczna – po doliczeniu pierwszego dnia do 20 przestajemy liczyć polskie barki.
Koło południa dopływamy do jednej z najciekawszych budowli w Europie: wybudowanej w 1934 roku podnośni Niederfinow.
Różnica poziomów pomiędzy górnym a dolnym odcinkiem kanału wynosi 36 metrów. Różnicę tę, statki pokonują w wypełnionej wodą olbrzymiej wannie, która jest podnoszona lub opuszczana za pomocą mechanizmów zębatkowych i systemu przeciwwag.

Za podnośnią płyniemy kanałem Odra – Havela, który jest trochę odpowiednikiem niemieckiej autobahny. Szeroko, prosto i trochę nudno. Ruch za to bardzo duży – barki, jachty sportowe, dużo łodzi technicznych pracujących przy poszerzaniu i serwisowaniu kanału.
Kolejnym podobieństwem do niemieckich autostrad jest brak jakichkolwiek opłat. W całej Polsce śluzowanie kosztuje 6,92 zł, trzeba zapłacić gotówką, dostaje się naturalnie pokwitowanie z pieczątką i 8 gr reszty. W Niemczech nikt sobie takimi rzeczami głowy nie zawraca. Śluzy działają na okrągło, z obydwu stron zawsze tworzy się kolejka oczekujących. Przed śluzami przygotowane wygodne perony, bo czas oczekiwania to zwykle około 20 minut.
Co chwilę mijamy większe i mniejsze przystanie – w których cumują setki najprzeróżniejszych łodzi.
Na nocleg przybijamy już prawie po ciemku do mariny Havelbaude, w pobliżu Oranienburga.
I mamy wszystko to, co miejmy nadzieje już niedługo będzie w marinie w Krapkowicach: wygodne pomosty, możliwość podłączenia prądu i wody, prysznice, restaurację, miejsce na grilla.

Czwartek, 30.05.2013
Płyniemy powoli delektując się widokami. Okazuje się, że absolutnie nieodzowna staje się mapa. Naturalnie mapy Odry to w zasadzie tylko przewodniki turystyczne, bo zabłądzić się nie da, ale za to cała Brandenburgia jest tak poszatkowana rzekami i kanałami, że wyznać się w tej plątaninie bez dobrej mapy jest niemożliwością.
Mijamy Oranienburg, Tegeler See i wpływamy na Sprewę.
Wzbudzamy spore zainteresowanie, machają nam przechodnie i turyści ze statków białej floty, których jest tam mnóstwo.

Kanzleramt – w lewym górnym oknie macha do nas kanclerz Angela Merkel.

Niestety okazuje się, że z powodu dużego ruchu żeby przepłynąć Sprewą w środku dnia konieczny jest stały kontakt radiowy. A ponieważ nie mamy CB-radia, więc cumujemy i idziemy na zwiedzanie dzielnicy Charlottenburg. Dopiero po 19.00 możemy ruszyć dalej. Na nocleg zatrzymujemy się w najbardziej prestiżowym pomoście w całych Niemczech – naprzeciwko Reichstagu.
Cały wieczór spędzamy na spacerze po centrum Berlina. Mam czas tylko na program podstawowy: Reichstag, Unter den Linden, Brama Brandendurska, nowy dworzec kolejowy, ale i tak zajmuje nam to prawie 4 godziny.

Piątek, 31.05.2013
Wypływamy jak zwykle bladym świtem i po przepłynięciu dwóch śluz wypływamy z Berlina.
Ponieważ jak do tej pory wszystko idzie zgodnie z planem, postanawiamy lekko nadrobić drogi i wpłynąć do osiedla mieszkaniowego zwanego „Neu Venedig”. Widok jest zapierający dech w piersiach: domki, altanki, ogródki i przystanie, a wszystko w zieleni, tchnące spokojem i pieniędzmi.
Około 13 wpływamy na jezioro Dahme, na którym mimo nienajlepszej pogody aż roi się od żaglówek i kajaków. Ponieważ przez środek jeziora biegnie szlak żeglugowy płyniemy ostrożnie wyglądając ujścia kanał Odra -Sprewa, którym popłyniemy już prosto do Odry.
Kanał robi podobne wrażenia jak kanał Odra – Havela, jest jednak widocznie starszy i mniej uczęszczany.
Płyniemy powoli, delektując się przyrodą: widać mnóstwo ptactwa, ślady bobrów, woda wygląda na bardzo czystą.
Na kanale bez większych przygód pokonujemy dwie śluzy, chcemy jeszcze przejść śluzę Kersdorf, która zgodnie z mapą powinna być czynna do 20.00. Od pewnego czasu płyniemy małą polsko – niemiecko- holenderską karawaną i atmosfera robi się zdecydowanie piknikowa. Niestety dobry nastrój kończy się przed śluzą – jest zamknięta na cztery spusty, mimo że do 20 jeszcze mnóstwo czasu. Dopiero pracujący przy jakichś robotach pracownik poinformował nas, że z powodu oszczędności i małego ruchu, od jakiegoś czasu śluza jest czynna w godzinach 8.30 – 18.30. Spóźniliśmy się 10 minut. Pech.
Razem z resztą karawany rozbijamy się więc na dziko przy śluzie i spędzamy tak ostatnią noc na niemieckiej ziemi.

Sobota, 01.06.2013
Zgodnie z najlepszą niemiecką tradycją o 8.25 zaczyna się ruch o 8.30 wrota śluzy się otwierają i za 15 minut płyniemy dalej.
Dzień mija na spokojnym rejsie kanałem. Mamy już chyba przesyt domków na wodą, bajkowych przystani i wypasionych łodzi, więc zauważamy, że okolica powoli pustoszeje, łodzi turystycznych robi się wyraźnie mniej, co rusz mijamy za to jakąś barkę ze złomem. Widać za to sporo wędkarzy, których w Berlinie i wokół było bardzo niewielu.
Powoli dopływamy do Eisenhüttenstadt, przemysłowego miasta z ogromną hutą zbudowaną po obu stronach kanału. Huta na pewno najlepsze czasy ma już za sobą, ale ciągle robi wrażenie.
Czeka nas jeszcze ostatnie śluzowanie – i już się cieszymy na widok starej, dobrej Odry.
Śluza w Eisenhüttenstadt to największa śluza jaką mijamy na trasie. W zależności od poziomu Odry różnica między poziomem kanału a Odry wynosi 9 do 14 metrów. Niestety taki kolos zużywa bardzo dużo wody potrzebnej w kanale, więc musimy poczekać około 2 godzin, aż dojadą dwie łodzie, które już się zapowiedziały przez radio.
Po wpłynięciu na Odrę, czeka nas niemiła niespodzianka. Poziom wody jest o około 1,5 m wyższy niż 4 dni temu, kiedy tu przepływaliśmy. Prąd również robi się bardzo mocny i nasz silniczek z pchaniem łodzi pod prąd w ogóle sobie nie radzi. Po 2 godzinach obliczamy że pokonaliśmy 4 km, robimy szybką naradę i decydujemy się na zmianę planów. Zamiast kończyć rejs w Krośnie Odrzańskim decydujemy się na Słubice.
Zawracamy więc i po 30 km w dół rzeki przybijamy do bazy RZGW w Słubicach, gdzie około godziny 20.00 rejs kończy się ku chwale ojczyzny.
Następnego dnia czeka nas ciężka przeprawa z wciąganiem łodzi na lawetę i kilkugodzinna podróż do domu, ale to już całkiem inna opowieść.