Spływ tratwą
Pływadła 2004

24-25 maja 13 członków Towarzystwa wzięło udział w spływie pływadeł, organizowanym na Odrze przez starostwa raciborskie i kędzierzyńsko – kozielskie. Ponieważ nikt z okolicy nie brał udziału w imprezie, Towarzystwu Sportowemu przypadł zaszczyt reprezentowania nie tylko Gogolina, ale także całego powiatu krapkowickiego.
Pomysł zatwierdzono na wyjazdowym posiedzeniu Zarządu w pewnym ludowym klubie we wsi Jasiona. Opracowanie założeń konstrukcyjnych tratwy zajęło ok. 3 miesięcy, a sama budowa 2 tygodnie. Jak się niebawem okazało, było to o co najmniej miesiąc oraz kilka posiedzeń biura konstrukcyjnego za mało.
WÓZ DRABINIASTY – ZWYCIĘZCZ W 2002 ROKU Już w czasie wodowania w Raciborzu okręt wywołał ogromne zainteresowanie publiczności oraz popłoch wśród konkurentów. Rozmiarami oraz finezją wykonania przewyższał wszystko, co do tej pory pływało lub próbowało pływać po górnej Odrze.
Nazywał się ORP „Janina”, a przedstawiał bar „Pub Europa” (nieżyczliwi mówią, że z czasem zawężają nam się horyzonty, ale to nieprawda). Było wszystko, co powinno być w nowoczesnym lokalu: bar, stoliki, muzyka, drewniana toaleta (bardzo praktyczna). Miała być nawet rurka, ale po wielkiej awanturze w końcu jej nie było.
Wkrótce po starcie wady konstrukcyjne wyszły z całą jaskrawością. Bar nie potrafił się zdecydować, gdzie jest dziób, a gdzie burta i przez większą część drogi, mimo wysiłków sternika, wypróbowywał wszystkie możliwe warianty.
Po kilku kilometrach okazało się, że spływ może być bardzo przyjemny, z krzaków na zakrętach chętnie wyciągali nas strażacy, a wolne tempo miało tę zaletę, że wszyscy nas wyprzedzali i poznaliśmy praktycznie wszystkie załogi.
Nieszczęścia zaczęły się od kraksy z promem. Nie zadziałały hamulce i trochę nas sponiewierało. Natomiast nocleg wypadł bardzo przyjemnie, tańce się udały, zdjęcia też (nie będą udostępnione).
ZWYCIĘZCA ZAWODÓW Następnego dnia wyruszyliśmy tak wcześnie, jak tylko się dało, ale po dwóch zakrętach i tak byliśmy ostatni.
Krótko po południu mieliśmy katastrofę – coś rąbnęło z hukiem i wyprzedziły nas nasze własne beczki.
Według oficjalnej wersji rąbnęliśmy w mieliznę i wyrwało beczki z dna, ale kapitan przysięga, że słyszał „Torpedo einz – feuer!”. Czytał w jakiejś książce, że wielkie okręty na końcu konwoju to najłatwiejszy cel – i to by się zgadzało.
ORP Janina – cześć jego pamięci!

A tutaj kilka zdjęć które można pokazać. Nienajlepszej jakości, ale skaner był tani:)).